Z okazji rozpoczynających się
Świąt Wielkanocnych postanowiłam, że w tym momencie napiszę jak wyglądała moja
Wielkanoc będąc w Umeå.
Tak jak reszta Polaków uczących
się w Umeå, również i ja postanowiłam zostać w Szwecji w tym okresie. Wszyscy,
jak nie znaczna większość, powroty do Polski zarezerwowali sobie na
wcześniejsze Boże Narodzenie. Część naszych towarzyszy boju, niestety nie
doczekała się szwedzkiej wiosny, bo po pierwszym semestrze wracali już do
kraju.
Fakt ten zasmucił, ale też nie
przeszkodził w zorganizowaniu polskiej Wielkanocy na Stipendiegränd.
Po uzgodnieniu ze wszystkimi
zainteresowanymi oraz moimi współlokatorami, postanowiliśmy, że nasza Wielkanoc
zostanie zorganizowana w pokoju wspólnym (połączonym z kuchnią) na moim
piętrze. Po porannym ogarnięciu się, udaliśmy się do pobliskiego kościoła, w
którym proboszczem był… Polak. Msza oczywiście odbywała się po szwedzku, co
było dość ciekawym doświadczeniem. Po mszy każdy na chwil kilka wrócił do
swojego domu zabrać jedzenie – miejscowe tudzież przywiezione/przysłane z
Polski właśnie z okazji Świąt. Ja sama, na potrzeby dekoracyjne, dzień
wcześniej zakupiłam w pobliskiej ICE pęczek påskliljor (a już wiemy, że
to są narcyzy trąbkowe), będąc złudnie przekonaną, że sklepy w Szwecji podczas
Świąt będą pozamykane – ot taki Zonk.
Wielkanoc w Umeå |
Muszę powiedzieć, że było nas
całkiem sporo. Zebrało się nas tak z 9 czy 10 osób. Oprócz polskiej
reprezentacji, zaprosiliśmy również innych naszych znajomych, którzy w sumie
nie mieli co ze sobą zrobić a nie chcieliśmy by sami siedzieli w domach, więc
ochoczo przyjęli nasze zaproszenie. Tak więc była też moja koleżanka z
korytarza – Marlies, jeden chłopak z Niemiec i ze Stanów Zjednoczonych, a reszty
już sobie nie mogę przypomnieć.
Śniadanie spędziliśmy w świetnej,
wesołej atmosferze. Opowiadaliśmy zagranicznym gościom o tradycjach w Polsce i
słuchaliśmy ich opowiadań, jak to wygląda w innych częściach świata. Jedzenie
smakowało wybornie, aż szkoda było zostawiać cokolwiek na talerzach. Przyjemności
trzeba sobie dozować, a przed nami był cały piękny, słoneczny dzień.
Po śniadaniu, resztę jedzenia
schowaliśmy do lodówek, posprzątaliśmy ze stołu, zostawiając ciasta i mazurki
(jak ktoś chciał mógł się częstować), herbatę, kawę lub soki – jak kto woli. W
międzyczasie niektórzy wybrali się na spacer. Pamiętam pogoda była piękna, słoneczna,
jednakże gdzieś głębiej w lasach można było jeszcze spotkać małe zaspy śniegu.
Resztę dnia poświęcaliśmy na
rozmowie, zabawie oraz urządzaniu zawodów w wyścigach samochodowych na Play
Station.
Wieczorem natomiast
przygotowaliśmy kolację z reszty jedzenia jaka została po śniadaniu, wyciągnęliśmy
śledzie, ktoś przyniósł coś mocniejszego do picia, zapaliliśmy świeczki i tak w
miłej, błogiej atmosferze (można to z pewnością nazwać mysigt!) oglądaliśmy którąś
część przygód Harryego Pottera na SVT1.
To było jedno z najbardziej
interesujących i przyjemnych Świąt Wielkanocnych, w jakich uczestniczyłam. To,
że zebraliśmy się razem i razem świętowaliśmy trochę odciągnęło nas i naszych
znajomych od myśli o domu. To było bardzo miłe doświadczenie.